Graniczny szczyt Ruprechtický Špičák (50°39’40.0″N 16°16’52.0″E, 880 m n.p.m.) zdobyć można ze Schroniska PTTK Andrzejówka wieloma drogami. Ja wybrałem wariant biegnący pieszym szlakiem czarnym do Przełęczy pod Szpiczakiem (1 godz.) oraz czerwoną trasę rowerową w drodze powrotnej (35 min.). W obu przypadkach wędrujemy przez las, co ogranicza mocno widoki, ale jest na trasie również kilka miejsc, z których przy dobrej pogodzie można dostrzec odległe pasma górskie, nie wspominając oczywiście o samej wieży widokowej na szczycie. Tym razem jednak tej dobrej pogody trochę zabrakło, a przynajmniej tak wydawało mi się idąc pod zachmurzonym niebem. Widziałem jednak czysty pas tuż nad horyzontem i po cichu liczyłem na udaną końcówkę dnia.
Cień Szpiczaka z charakterystyczną wieżą układający się na tle Gór Sowich.
Schronisko Andrzejówka wybudowane zostało w roku 1933. Powstało z inicjatywy ówczesnego prezesa Wałbrzyskiego Związku Górskiego, Andreasa Bocka, od imienia którego jak łatwo domyślić się pochodzi jego nazwa. W bezpośredniej okolicy schroniska przebiegają wszystkie możliwe kolory szlaków turystycznych prowadzące we wszystkie strony Gór Kamiennych. Zimą niewątpliwą atrakcją dla narciarzy są czynne na okolicznych stokach wyciągi.
Miejsce odbicia czarnego szlaku z drogi w głąb lasu oznaczone jest słabo. Radzę w tym miejscu być czujnym.
Idąc jednak kawałek dalej wspomnianą drogą dochodzimy do miejsca, skąd widać cel dzisiejszego dnia, Ruprechtický Špičák z charakterystyczną wieżą na jego wierzchołku.
Szlaki biegną bez większych przewyższeń z wyłączeniem ostatniego odcinka (polski zielony / czeski niebieski), samego podejścia na wierzchołek wzdłuż granicy polsko-czeskiej. Po kilkunastu krokach uświadomiłem sobie skąd może wywodzić się jego nazwa i przypomniałem, że jestem w Górach Kamiennych. Niedoceniane przez niedzielnych turystów potrafią wyczerpać wszystkie zasoby kaloryczne swoją stromością.
Pod wieżą widokową (nie tylko, bo również, a może nawet przede wszystkim wykorzystywana jest na potrzeby sieci komórkowych) byłem pół godziny przed zachodem słońca. Wystarczyło więc czasu na obejrzenie pełnego spektaklu z wszystkimi kolorami pojawiającymi się systematycznie na niebie.
Ponad warstwą chmur znalazły się jedynie Karkonosze muśnięte nieco ich mgiełką, dzięki czemu wszystkie niższe miejsca zostały rozświetlone ciepłym, zachodzącym słońcem.
Droga powrotna minęła szybko. Głównie chyba dlatego, że wciąż widziałem przed sobą talerz ze schabowym, którego miałem zamiar zamówić w Andrzejówce. Zamieniłem kilka zdań z właścicielem schroniska, zupełnie opustoszałego o tej porze dnia i roku. W stosunku do ilości osób przewijających się tu podczas moich dwóch odwiedzin w sezonie zimowym była to odmiana o 180 stopni.
Przebieg trasy (8.7 km >, 334 m ^):
Przydatne:
http://andrzejowka.com.pl/pl/informacje/historia
http://dzikiesudety.blogspot.com/2014/11/z-andrzejowki-na-ruprechticky-spicak.html